... i gęsiego sobie szły!
Pierwsza z przodu, w środku druga,
Trzecia z tyłu oczkiem mruga.
I tak sobie czapki trzy,
raz, dwa, raz, dwa,
na imprezę szły!
Już od jakiegoś czasu łaziła za mną czapka. I to czapka nie-byle-jaka. Ręcznie szydełkowana, pstrokata, musowo z pomponem. I to dużym. Wpadła mi kiedyś w oko i pozbyć się skubanej nie mogłam. I tak siedziała mi w głowie, myśli zawracała, aż nadszedł dzień, w którym Małż mój szanowny zabrał mnie na zakupy i tam przypadkiem moim oczom ukazały się... ONE!
Wzięłam skromnie tylko po jednym moteczku. W domu od razu dwie poszły w kąt, a z trzecią rozsiadłam się jak basza na kanapie oznajmiając rodzinie, że przez godzinę chcę mieć święty spokój. I zaczęłam. Po dwóch dniach skończyłam. W międzyczasie poleciałam po kolejne motki, bo (oczywiście!) zmieniła mi się koncepcja.
I tak zamiast jednej wymarzonej czapki dla mnie, powstały trzy - dla mnie i dzieci moich kochanych. Nie byłabym sobą, gdybym nie dorobiła krótkiej tej historii całej otoczki - otóż zaplanowałam naszej trójce, w naszych nowych pięknych czapkach, wielkie wyjście. Na imprezę. Co prawda była to przedszkolna impreza, ale impreza to impreza :) I już oczami wyobraźni widziałam, jak uroczo sobie we trójkę maszerujemy, kiwając radośnie głowami obleczonymi w cud urody czapeczki, gdyby nie jedna sprawa - nie wzięłam pod uwagę tutejszej zasranej pip pip pip pogody! Maryśce pompon nie wlazł po kaptur, więc czapkę musiałam jej zdjąć. Franek po szaleńczej gonitwie z kolegami zgubił czapkę, która zaniedługo znalazła się... w największej kałuży na placu. Ostałam się sama i mimo wichury prawie łeb urywającej dzielnie trzymałam głowę wysoko. Cóż, chciałam dobrze. Wytrzymałam może z 5 minut, po czym śladem córci czapka poszła precz, a ja szczelnie opatuliłam się kapturem. Następnego wyjścia w czapach już nie planuję, leżą sobie grzecznie w szufladzie i czekają lepszych czasów :)
Teraz konkrety - włóczka bardzo fajna, 100% akryl, gruba, skręcona w dwóch nitek - szarej i tęczowej. Robiłam ze słupków podwójnie nawijanych, szydełkiem nr 4. Największa i najmniejsza są dopasowane, średnia nieco dłuższa. Pompony wyszły nieco mniejsze niż chciałam, ale na tyle akurat starczyły 2 motki.
Tu jeszcze zoom na splot i te przepiękne kolory :)
Pozdrawiam cieplutko,
P.