piątek, 2 marca 2018

Sensoryczny Król - Stwór

             Stwory zostały uszyte zupełnie „na żywioł”. Szablon potrzebny do wykroju rozrysowałam sama. To jak miały wyglądać, wiedziałam już wcześniej, po prostu - wymyśliłam je sobie.
            Kolorowe bawełniane materiały jako baza, w środku stworów - drobny szeleszczący granulat, niezbijające się włókno silikonowe, wąsy z giętkiej żyłki, nosy z pomponów.
             Zależało mi na tym, żeby nic w nich nie było idealne, dlatego mają różne nogi i ręce, różną długość wąsów, niektóre mają w środku dzwoneczek lub piszczałkę, a najbardziej lubię w nich „portki” typu pantalony. Zostało tylko doszycie im koron bo w założeniu miał to być - nieidealny, Król Stwór.




Pozdrawiam!
A.

środa, 21 lutego 2018

Coś dla książkomaniaków

          Odkąd w zeszłym roku trafiłam na ten pomysł w sieci, rączki mnie niemiłosiernie świerzbiły, by móc spróbować coś takiego uszyć i osobiście się przekonać, czy faktycznie jest toto potrzebne do codziennego funkcjonowania. O czym mowa? Ano o okładce na książkę :)
          Książki czytam codziennie. Jak dzieci pozwolą - to nawet i kilka rozdziałów, a jak nie pozwolą - to raptem kilka zdań. Ale że czytam - nie ma wątpliwości. Zawsze mam przy sobie książkę, nieważne czy idę do sklepu czy na kolację, ot małe zboczenie. Takie etui/okładka może w pewnym stopniu uchronić nasze książki przed niespodziewanymi wypadkami. Może nie powstrzyma wylanego w torbie soku, ale z tymi mniejszymi katastrofami powinna już sobie poradzić. I tu przychodzi mi na myśl sytuacja sprzed dwóch miesięcy - Synusiowi na spacerze nie chciało się dokończyć batonika. I co zrobił? Wrzucił go mamie do torby. Cichaczem. Bez papierka. A w torbie książka. I inne rzeczy. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy po powrocie do domu odkryłam w torbie to całe ...pip.pip.pip... no właśnie!
        Jednak bodźcem, który niejako zmusił mnie do posadzenia tyłka przed maszyną, były urodziny pewnej niezwykłej nastolatki. Powodów tej niezwykłości jest kilka, ale ja skupię się na jednym - na jej wielkiej miłości do książek. Miłości niczym nie ograniczonej, dosłownie wyssanej z mlekiem matki :) I choć miałam kilka innych pomysłów, to jednak ten wygrał w przedbiegach!

Prezent już dotarł, więc mogę bez obaw go pokazać. Zapraszam! :)




         Okładka jest bawełniana, dwustronna, z jednej strony lekko pikowana, zamykana na szeroką gumę, z małą zakładką, skrzydełko w środku pilnuje, by książka nie uciekała. Zarówno pikowanie, jak i zakładka nie są grube - pierwotna wersja była bardzo puszysta, w sensie że dałam grubsze wypełnienie w środku, jednak mimo fajnego wyglądu nie sprawdziło się to kompletnie - grubsza książka już się nie mieściła, okładka się zsuwała i nie wyglądało to dobrze. To jest druga wersja, powiedzmy sobie że fit :)






Tak mi się spodobał efekt końcowy, że po uszyciu powyższej okładki zarwałam dwie kolejne nocki i uszyłam następne :) Niedługo Wam je pokażę :)
Całusy!
P.

środa, 14 lutego 2018

Serducho

         Kiedy można się bezkarnie pochwalić różowymi serduchami, jak nie w walentynki? Doskonała okazja, prawda? :D
         Więc, ekhem ekhem, niniejszym się chwalę :) Poducha wydziergana jeszcze w starym roku, od dawna już w użytku (o ile można to nazwać użytkiem - leży sobie i nieźle na fotelu wygląda), zdjęcia też musiały swoje odczekać. Ale wiadomo - co się odwlecze...  :)
         Podusia robiona z włóczki Himalaya Dolphin, szydełkiem nr 4, stanowi niejako komplet do tego serducha. Schemat serca jest ogólnodostępny w internecie, całą sprawę robią w nim popcorny, czyli te wystające kuleczki. Podusia jest niezbyt duża, bok ma ok 30 cm, z małą falbanką dookoła, zużyłam na nią cały motek. Długo się zastanawiałam nad tyłem, aż w końcu zrobiłam go z polaru minky - całość jest przyszyta ręcznie, bez możliwości wyciągania środka. W internecie znalazłam info, że Dolphin dobrze znosi pranie, ale póki co jeszcze tego nie sprawdziłam :) Nie jest też mocno wypchana, to raczej taki naleśnik, tak akurat pod małą dziecięcą główkę.

        Tu w trakcie pracy, z małym pomocnikiem w tle :)


       Tu już w pełnej krasie...

  



Pozdrawiam i ściskam!
P.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Najbardziej rozczulający widok na świecie

                Niech mi ktoś powie, że istnieje coś piękniejszego niż widok malutkich dziecięcych stópek. No nie ma czegoś takiego, serio! Zdanie mego Małża się nie liczy - u niego wzruszenie wywołują nie te wszystkie śliczne malutkie paluszki, a nowe felgi wiszące na garażowej ścianie - ot, proza życia!
                 Ilekroć moja malutka podczas snu wystawi nóżkę poza łóżeczko, nie ma bata! nie przejdę obok niej obojętnie :) Trzeba się zatrzymać, powzruszać, nazachwycać, rozczulić i powzdychać, a dopiero po tym wszystkim można wrócić do dalszych obowiązków. Kiedy więc dwie moje najbliższe przyjaciółki zostały prawie w tym samym czasie mamami (jedna mamą mamą, druga mamą chrzestną), od razu wiedziałam co im się spodoba :) Bo przecież nie ma bardziej wzruszającej rzeczy niż te małe stópki, prawda? :)





             
           Stópki dziergało się bardzo przyjemnie - jedynie paluszki miały dziwną tendencję do gubienia się podczas pracy :) Szara to 100% bawełna, niebieska - resztka YarnArt Jeansu. Wyszły całkiem sporawe, wystarczy spojrzeć na zdjęcie, gdzie leżą na dłoni - całkiem konkretny brelok :) Wzór wygrzebałam wieku temu, darmowy, tylko trzeba rozszyfrować bo krzaczkami pisany.

do następnego!
P.

środa, 6 grudnia 2017

O psince, co marzenia miała...

...i Kota w Butach ze "Shreka" wygryźć chciała!

        Nooo, w mojej opinii Kot miałby poważną konkurencję :) Wystarczy głęboko spojrzeć w te niewinne oczęta i człowiek jest gotów spełnić każdą prośbę czy zachciankę tej psinki  :)
        Psiak jest drugą szydełkową przytulanką w mojej karierze. Pamiętacie królisię? Coś w sobie mają te zabawki, że nie mogę im się oprzeć :)




           
              Wzór to zwykły kwadrat babuni, robiony szydełkiem nr 2.5,  naprzemiennie 3 kolorami włóczki Nako Baby - Ninni Bebe. To akryl z przeznaczeniem głównie na dziecięce produkty, jest mięciutki i nie mechaci się. Kocyk zrobiłam tym razem ciut większy, z tego co pamiętam to bok miał bodajże trzydzieści/czterdzieści cm.
              Psinka poleciała do pewnego malutkiego słodkiego chłopczyka imam nadzieję, że stanie się jego wiernym towarzyszem zabaw :)

Pozdrawiam cieplutko!
P.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Były sobie czapki trzy...

... i gęsiego sobie szły!
Pierwsza z przodu, w środku druga,
Trzecia z tyłu oczkiem mruga.
I tak sobie czapki trzy,
raz, dwa, raz, dwa,
na imprezę szły!

           Już od jakiegoś czasu łaziła za mną czapka. I to czapka nie-byle-jaka. Ręcznie szydełkowana, pstrokata, musowo z pomponem. I to dużym. Wpadła mi kiedyś w oko i pozbyć się skubanej nie mogłam. I tak siedziała mi w głowie, myśli zawracała, aż nadszedł dzień, w którym Małż mój szanowny zabrał mnie na zakupy i tam przypadkiem moim oczom ukazały się... ONE!

          Wzięłam skromnie tylko po jednym moteczku. W domu od razu dwie poszły w kąt, a z trzecią  rozsiadłam się jak basza na kanapie oznajmiając rodzinie, że przez godzinę chcę mieć święty spokój. I zaczęłam. Po dwóch dniach skończyłam. W międzyczasie poleciałam po kolejne motki, bo (oczywiście!) zmieniła mi się koncepcja.
          I tak zamiast jednej wymarzonej czapki dla mnie, powstały trzy - dla mnie i dzieci moich kochanych. Nie byłabym sobą, gdybym nie dorobiła krótkiej tej historii całej otoczki - otóż zaplanowałam naszej trójce, w naszych nowych pięknych czapkach, wielkie wyjście. Na imprezę. Co prawda była to przedszkolna impreza, ale impreza to impreza :)  I już oczami wyobraźni widziałam, jak uroczo sobie we trójkę maszerujemy, kiwając radośnie głowami obleczonymi w cud urody czapeczki, gdyby nie jedna sprawa - nie wzięłam pod uwagę tutejszej zasranej pip pip pip pogody! Maryśce pompon nie wlazł po kaptur, więc czapkę musiałam jej zdjąć. Franek po szaleńczej gonitwie z kolegami zgubił czapkę, która zaniedługo znalazła się... w największej kałuży na placu. Ostałam się  sama i mimo wichury prawie łeb urywającej dzielnie trzymałam głowę wysoko. Cóż, chciałam dobrze. Wytrzymałam może z 5 minut, po czym śladem córci czapka poszła precz, a ja szczelnie opatuliłam się kapturem. Następnego wyjścia w czapach już nie planuję, leżą sobie grzecznie w szufladzie i czekają lepszych czasów :)




               Teraz konkrety - włóczka bardzo fajna, 100% akryl, gruba, skręcona w dwóch nitek - szarej i tęczowej. Robiłam ze słupków podwójnie nawijanych, szydełkiem nr 4. Największa i najmniejsza są dopasowane, średnia nieco dłuższa. Pompony wyszły nieco mniejsze niż chciałam, ale na tyle akurat starczyły 2 motki. 

             Tu jeszcze zoom na splot i te przepiękne kolory :) 

Pozdrawiam cieplutko, 
P.

niedziela, 12 listopada 2017

Czarna Owca i Spółka

             Zrobione już dawno, będzie z niecały rok temu, według popularnego wówczas wzoru ze strony Szydłaki Cudaki. Bardzo przyjemnie się robiło, wzór nie należy do trudnych, no i Karolina opisała wszystko super dokładnie :)






               Futerko różowej owieczki zostało zrobione z polecanej na stronie włóczki Himalaya Dolphin, natomiast dwie pozostałe to włóczka z moich zapasów - nieco włochata, z krótkimi włoskami super imitującymi sierść :)
               Prawda że są słodkie? Choć od jakiegoś czasu lubuję się w pastelowych barwach, tak tu moim ulubieńcem została Czarna Owca :D

              I Spółka w komplecie :)




pozdro!
P.